12 sierpnia 2015

Sherlock Holmes: Crimes and Punishments - recenzja


Sherlock Holmes: Zbrodnia i Kara (zostańmy przy polskiej wersji) jest czymś w rodzaju gry detektywistycznej, ponieważ ciężko ją nazwać inaczej. Dlaczego? Otóż po produkcji tego typu oczekiwałem czegoś więcej, niż bezmyślnego naciskania klawiszy. Wiadomo, trzeba się trochę zastanowić przed wybraniem właściwej opcji, jednak równie dobrze możemy podejmować wybory na oślep. Twórcy stawiali na dużą swobodę w stylu „to Ty decydujesz kto jest winny”.

W naszej branży nie ma zbyt wielu opowieści detektywistycznych. Co prawda w niektórych tytułach znajdą się jakieś elementy typu „Tryb Detektywa”, ale opiera on się na systemie bardzo podobnym do „Wzroku Orła” z serii Assassin’s Creed, czyli specjalnego trybu widoku, pozwalającego nam znaleźć ukryte ślady. Takim tropem podąża już wiele gier – zwłaszcza sandboxów. Do tego grona należy nawet niedawno wydany Wiedźmin 3: Dziki Gon, w którym „Zmysł Wiedźmina” jest niczym innym, niż owym „Wzrokiem Orła". W przypadku Sherlock Holmes: Crimes and Punishments lub, jeżeli ktoś woli polską wersję, "Zbrodnia i Kara" , jest  to coś zupełnie innego. Co prawda twórcy wykorzystali podobne rozwiązanie, aby umożliwić graczowi odnajdywanie poszlak. Jest ono odpowiednikiem wyżej wymienionych, lecz tutaj nazywa się on „zmysłami”.


Cała fabuła toczy się podczas 6 różnych misji, bezpośrednio ze sobą zresztą niepowiązanych. Każda misja to inne śledztwo do wykonania. Mamy tu do czynienia ze sprawami takimi jak zabójstwo rybaka, czy zaginięcie pociągu, jednakże całość nie tworzy jednolitej historii. Przypomina to raczej sześcioodcinkowy serial, jaki powinniśmy znać przed jego emisją, chociaż szczerze mówiąc nie kojarzę, żeby ta produkcja była kontynuacją ostatniej części przygód popularnego detektywa.

Podczas naszej przygody, towarzyszyć będzie nam oddany przyjaciel szanownego Sherlocka Holmesa – doktor Watson. Jego rola ogranicza się do wypowiedzenia paru kwestii, marudzenia na otoczenie, niczym typowa babcia (nie obrażając kochanych babć), oraz czasem powie co mamy dalej robić. Spotkamy także wiele innych postaci, które będziemy musieli przesłuchać. Ciekawą funkcją jest „prześwietlenie” osoby poprzez zatrzymanie czasu podczas dialogu i wyszukaniu znaków szczególnych, takich jak ślad po obrączce, czy brudne ubranie. Wynalezienie wszystkich takich cech jest bardzo proste, polega ono na wskazaniu poszczególnych miejsc na ciele delikwenta. Wtedy nasz kursor się zaświeci i wystarczy tylko nacisnąć przycisk akcji (w przypadku PS4 „X”).


Tak naprawdę Sherlock Holmes nie jest zbytnio skomplikowaną grą. Na pewno odradzam ją osobom szukającym prawdziwego wyzwania pod kątem refleksu, czy innych tego typu umiejętności, których nabywamy przy FPS-ach. Czynności ograniczają się do wybierania właściwej opcji w dialogu. Co prawda kieruje się ruchem postaci, gdy przemierza się pewną lokację, ale trzymanie drążka od pada to żadna sztuka. Oprócz powyższych interakcji, gra zawiera również minigry, które polegają między innymi na otwieraniu zamków w drzwiach (mamy kilka walców nałożonych jednocześnie na siebie oraz narysowane linie - i musimy ustawić te linie tak, aby stworzyły jedną ścieżkę).

Pod wieloma względami Zbrodnia i Kara do bólu przypomina mi inny, prawdziwy detektywistyczny tytuł. Mowa tu o świetnej produkcji studia Rockstar Games pod tytułem L.A. Noire. Widać, że ludzie z Frogwares grali we  wspomnianą grę po tym, że wykorzystali wiele ciekawych rozwiązań. Między innymi notatnik Holmesa, który do bólu przypomina notatnik głównego bohatera L.A. Noire. Różnicą jest tylko to, że w produkcji Rockstara detektyw wszystkie rzeczy brał do ręki i analizował je. Sherlock  nigdy ich nie dotknie, ba, nie wskaże na nie nawet palcem.


Sherlock Holmes w owym tytule nie jest postacią, jaką da się polubić. W dialogach bardzo się wywyższa – jak na Anglika przystało – a jego zdanie zawsze musi być dobrze odebrane przez inne osoby. Jest to zbyt sztuczne! Nie denerwowało mnie nic bardziej, prócz tego, gdy udowodniliśmy przesłuchiwanemu kłamstwo, a on zwraca się do Holmesa słowami typu: „och, jak żeś to odkrył”. Dochodzi do tego ton głosu - bardzo trudny do nazwania.

Jak wspominałem w pierwszym akapicie, Holmes wykorzystuje swoje ponadprzeciętne zmysły w poszukiwaniu poszlak. Tak jak na ogół w innych produkcjach bohater wykorzystuje jeden zmysł do szukania poszlak, tak Sherlock ma je dwa. Na pierwszy rzut oka, praktycznie się między sobą nie różnią, jednak jeden tryb widoku pozwala nam znaleźć ledwo widoczne ślady, a drugi pomaga ustalić, co miało miejsce w przeszłości. Dla zrozumienia: jednym zmysłem znajdujemy ukrytą poszlakę w postaci zadrapania na drzwiach, a drugim detektyw dociera do tego w jaki sposób włamał się do danego miejsca zbrodniarz. Czyż to nie genialne? Mi, szczerze mówiąc, ten pomysł się nie podoba - sztucznie próbuje skomplikować bardzo prostą rozgrywkę.


Pod względem grafiki, Zbrodnia i Kara jest piękna. Nie ma co się oszukiwać, że Unreal Engine, na jakim gra została stworzona, potrafi wytworzyć prawie że realistyczną grafikę. Fakt, może twarze postaci są trochę zbyt plastyczne, jednak mimo wszystko wygląda to lepiej, niż poszarpane tekstury. Pod względem interakcji szału natomiast nie ma - drzewa nie reagują na wiatr, nie kurzy się podłoże, gdy po nim idziemy. Trochę lipa.

Sherlock Holmes: Zbrodnia i Kara nie jest ani wysoko cenioną grą, ani niszowym produktem. Brakuje  jej czegoś charakterystycznego, tym bardziej, że bohater jest postacią wręcz kultową. Tytuł nie daje żadnego wyzwania, tak naprawdę jest nim jedynie szybkie przejście gry - żeby nie paść z nudów. Dla fanów powieści detektywistycznych znajdzie się lepsza pozycja, choćby wspomniane już L.A. Noire. Krótko mówiąc, jest to gra bez większych ambicji - a szkoda, bo z tą marką można by było stworzyć produkt lepszej jakości.

Ocena: 4/10