21 sierpnia 2015

Never Alone – recenzja


 Ostatnimi czasy pojawiło się nowe zjawisko w naszej branży, niezbyt zauważalne w wysokobudżetowych produkcjach, ale bardzo widoczne w mniejszych tytułach. Mianowicie gry zaczynają zawierać pewien przekaz, pewną treść, którą twórcy chcą nam ukazać w przyjemnej formie. Zaczynają oni zwracać uwagę na problemy świata oraz jego inne aspekty, mówią o życiu i poważnych sprawach. Never Alone jest jedną z takich gier, opowiada historię, która ma w sobie ukryte drugie dno. Czy potrzebujemy takich gier? Czy coraz częściej w naszej branży możemy zauważyć bardziej dzieła sztuki, niż usługę zapewniającą nam rozrywkę?

Never Alone to prosta platformowa produkcja z ładną dwuwymiarową grafiką. Poznajemy w niej losy małej dziewczynki z eskimoskiej wioski, która w trakcie swojej przygody poznaje małego liska polarnego, który ma z kolei niesamowite zdolności porozumiewania się z duchami przodków, a ci nie raz nam pomogą. Całość jest pięknie opowiedziana, a genialnym dodatkiem  są specjalnie przygotowane filmiki dokumentalne o Inuitach, zamieszkujących mroźne krainy.  Wszystkie przedstawione w grze informacje są zaczerpnięte z prawdziwych wydarzeń oraz wierzeń Eskimosów, jednak fabuła jest wyłącznie wytworem wyobraźni twórców.


Cała akcja toczy się w mroźnych lokacjach północnej Alaski. Wspomniana bohaterka pochodzi z plemienia Inupiaq, którzy zamieszkiwali właśnie te tereny. Tak naprawdę nie da się określić czasu, w jakim będziemy – może to być XXI wiek, a może to być nawet 100 lat wcześniej. Wszystko przez brak jakichkolwiek oznak rozwoju cywilizacyjnego. Cała gra jest ciekawą formą przedstawienia nam kultury, wierzeń oraz trudnego życia Eskimosów.

Nuna, czyli główna bohaterka bardzo lubiła polować i nauczyła się od swojego ludu wielu rzeczy. Jej wioska mogła przetrwać tylko dzięki łowiectwu, dlatego gdy nadeszła niekończąca się śnieżyca, która mogła oznaczać koniec dla Inupiaq, mała eskimoska postanowiła sprawdzić przyczynę takiej pogody. Nie zaszła za daleko, gdy spotkało ją pierwsze niebezpieczeństwo. Ukazuje nam się postać Nuny leżącej w śniegu. Po chwili, gdy odzyskuje przytomność, pojawia się niedźwiedź polarny, więc dziewczynka zmuszona jest do ucieczki. W momencie, gdy zwierz ma już Nunę na widelcu, z pomocą zjawia się mały, biały lis, który odwraca uwagę agresora i prowadzi go prosto na krę, z której wpada do wody. Rozpoczęła się wielka przyjaźń liska i małej dziewczynki.


 Trójwymiarowa grafika jest tutaj obłędna, świetnie wpasowała się w dwuwymiarową mechanikę gry. Śnieg oraz warunki pogodowe wyglądają bardzo ładnie i wpadają w oko, dominują tu głównie białe i niebieskie barwy (w końcu jesteśmy w krainie wiecznego lodu). Wiadomo, że nie ma tu realistycznej grafiki, jednak forma, w jaką została złożona, jest naprawdę dobra dla takiej opowieści. Bardzo spodobała mi się niesamowicie wyrazista biel małego lisa - jest on dodatkowo słodkim zwierzęciem, przez co gracz czuje się z nim bardzo związany.

Pomiędzy etapami gry ukazują nam się rysunkowe animacje, stylizowane na rysunkach plemion eskimoskich. Co najciekawsze, bohaterowie nie wymawiają żadnych słów, chociaż są i kwestie mówione – o tym co się dzieje podczas tej podróży,

informuje gracza narrator. I to nie byle jaki, lecz Eskimos imieniem Nasruk. Podczas swej przygody, Nuna i Lis znajdą się w wielu niebezpiecznych sytuacjach, w których będą musieli walczyć o swoje życie. Zmierzając do odnalezienia przyczyny wiecznej śnieżycy spotkają przyjazne duchy, które będą pomagać im w dotarciu do celu. Owe duchy zjawiają się dzięki niezwykłym zdolnościom lisa i w kwestii mechanicznej gry, będą spełniać funkcję platform.


 Nuna nie będzie bezbronna. Będzie miała do dyspozycji specjalne narzędzie, świecące niebieskim światłem kamienie na sznurkach. Tu pojawia się pierwszy minus w mechanice gry, który nieraz doprowadził mnie do szału - zazwyczaj w wszelakiej maści produkcjach, w których musimy rzucać miotanymi przedmiotami, pojawia się nam jakaś linia toru lotu, bądź punkt, w który nasz przedmiot uderzy. Tutaj tego nie ma, przez co w momencie, gdy potrzebujemy snajperskiej precyzji do trafienia w jakiś punkt lub, gdy musimy szybko biec i ciągle być w ruchu, musimy się przygotować na powtórzenie pewnego etapu misji. Niby formę pokazania kierunku rzutu spełnia druga rączka Nuny, ale ten pomysł nie jest zbytnio udany, ponieważ jest za mało czytelny – zwłaszcza gdy rzucamy na większe odległości.  W wersji na PS4, za miotanie tą bronią odpowiada prawy analog. Wygląda to tak, że jeżeli chcemy rzucić bronią, na przykład w górę, musimy gwałtownie ruszyć analogiem w dół i następnie w górę. Jest to coś w formie zamachu - co szczerze mówiąc jest bez sensu.

Drugim błędem jest polska wersja językowa. Nie ma tu dubbingu, lecz napisy z wyrazami, w których często brakuje liter - dla przykładu, zamiast słowa „oglądaj” mamy „ogldaj”. Czyżby nie można było wstawić polskich znaków? Otóż można, ponieważ przed każdym etapem gry, na ekranie wczytywania pojawiają się cytaty naszego narratora Nasruka, które z kolei już je zawierają. Do twórców nie ma się co czepiać, co najwyżej do osób, które odpowiadały za tłumaczenie gry na język polski.


 Mimo wszystko, gra jest wolna od poważnych bugów. Nie podobają mi się niektóre rozwiązania, ale da się do nich przyzwyczaić. Never Alone nie jest długą produkcją, jednak przez swoją monotonię pozostawia wrażenie, że mogła by być krótsza. Tak zwane świadectwa kultury (filmiki dokumentalne) starają się nam pokazać, jak trudne jest życie Eskimosa - opowiadają o wierzeniach i prawdziwych ludziach, którzy przeżyli prawdziwe historie. Odblokowujemy je, odnajdując specjalne punkty, przy których znajduje się sowa. Nie jest to żadna gratka dla fanów odnajdywania „znajdziek”, ponieważ owe sowy są bardzo często podrzucane nam pod nos.

Never Alone wytycza zupełnie nową definicję gier - pokazuje, że nie tylko filmy i książki są dziełami sztuki. Ktoś zwrócił w końcu uwagę na potencjał tej odnogi branży rozrywkowej i zrozumiał, że jest to jedna z najlepszych form przekazania czegoś, uświadomienia lub zwrócenia uwagi na jakiś problem. Dla wielu to właśnie gry są o wiele bardziej emocjonujące, niż inne formy przekazu. Tak jest i tutaj - przygoda małej Nuny i jej lisa jest niesamowicie emocjonalna. To świetna, prosta w odbiorze historia, która niestety przez monotonię mechaniki może nie zostać przez każdego ukończona. W mojej ocenie, Never Alone jest wybitną i wzruszającą opowieścią, ale niestety nie idealną.

Ocena: 6/10