Po przerwie wydawniczej w 2014 roku powróciła seria Need for Speed z produkcją studia Ghost, która o dziwo oprócz "Need for Speed" nic więcej w nazwie nie ma. Ma to symbolizować swoisty reboot serii, ale czy tegoroczną produkcję można nazwać powrotem do korzeni? Czy może jest to tytuł z cechami najlepszych części Need for Speed'a? Tego dowiecie się w poniższej recenzji gracza, który zna tą serię od małego dziecka.
Dlaczego nowy Need for Speed nie jest powrotem do korzeni?
Otóż dlatego, że ten powrót miał miejsce już 5 lat temu i ci niby "fani" serii twierdzili, że to wcale nie jest ich ulubiona gra. Hot Pursuit umożliwiał udział w wyścigach i pościgach jako policjant lub pirat drogowy. To był powrót do korzeni pierwszych części NFS'a, gdzie były takie 2 Hot Pursuit'y, a ten z 2010 roku powinien mieć "trójeczkę" w tytule.
Czym w takim razie jest nowy Need for Speed jak nie powrotem do korzeni? Powrotem do najlepszych części serii jak Underground czy Most Wanted, gdzie mieliśmy ogromne możliwości personifikacji swoich samochodów. To właśnie za to gracze na całym świecie pokochali Need for Speed'a a każda kolejna część w której tego zabrakło nie była chętnie przyjmowana.
Tuning wizualny, maleńka!
Opcji personalizowania naszych aut jest wiele. Od wymiany zderzaków, lusterek, czy progów. Mamy też do dyspozycji gotowe zestawy tuningowe. Niestety nie każde auto będzie miało tyle możliwości wymiany części, ale czy każde auto potrzebuje zmiany zderzaka? Tak naprawdę trzeba spędzić w garażu kilka godzin aby znaleźć wszystkie możliwości dostosowywania wyglądu pojazdów i wykreować nasze "potwory".
Niestety, jest pewno ograniczenie, bo w garażu możemy mieć naraz tylko 5 aut. Ma to na celu większe przywiązanie się gracza do swojego pojazdu i jakby nie patrzeć zachęcenia go do zabawy tuningiem. Należy jednak pamiętać, że zmiana wyglądu nie zwiększa osiągów pojazdu. Wymiana pompy paliwa, bloku silnika, czy układu chłodzącego jest bardzo ważna, żeby nasze auto stało się prawdziwą wyścigówką. Wymiana hamulców, stabilizatorów, czy opon pozwala nam dostosować ustawienia auta, aby dopasować najbardziej swój styl jazdy. Każdy prowadzi przecież inaczej i jeżeli źle Ci się prowadzi samochód warto pobawić się tymi ustawieniami i pojeździć sobie swobodnie po mieście.
Piękna wieczna noc w Ventura Bay
Twórcy dali nam średnich rozmiarów otwarty świat. Cała akcja toczy się nocą, skąd wziął się świetny klimat nielegalnych wyścigów - puste ulice, głośna muzyka, neony i sporadyczne radiowozy. Jak już poruszyłem kwestię policji to przyznam szczerze, że się bardzo zawiodłem. Need for Speed od zawsze kojarzył mi się z pościgami policyjnymi, które wiele wymagały od umiejętności i samochodu. W poprzednich częściach zdarzało się, że goniły nas całe eskadry radiowozów pościgowych. Tutaj przez 20 minut pościgu (specjalnie sprawdzałem nie przekraczając 200 km/h :/ ) gonił mnie JEDEN radiowóz. Nie no, zdarzają się pościgi, gdzie dołączy się drugi radiowóz. Są nawet blokady, ale tylko 2 typy - takie co możemy zniszczyć i take co niszczą nas.
Przy wysokim stopniu pościgu z czasem pojawią się sporadyczne kolczatki i tak naprawdę jeśli w nią wpadniemy ciężko jest uciec policji, ale nadal jest to możliwe. Raz wpadłem w kolczatkę jednym tylnym kołem robiąc unik po tym jak ledwo ją zauważyłem, ale po dodatkowych 5 minutach i manewrowaniu między uliczkami zgubiłem ogon. Wystarczy naprawdę mocny samochód. Tak więc pościgi są słabą stroną nowego Need for Speed'a
Twórcy pokusili się o "znajdźki", które są bardzo lubiane przez graczy RPG. Mamy 3 rodzaje takich "znajdziek" - kręcenie bączków, zdjęcie panoramy i darmowe części. Są one rozsiane po całym mieście, ale poza drobną premią punktów reputacji, czy tych darmowych, losowych części nic to nie wnosi.
Kręcenie bączków sprawia mnóstwo frajdy, ale potrzebny do tego jest samochód z napędem na tylne koła |
Jeśli dobrze ustawimy samochód, niektóre panoramy świetnie się prezentują |
Darmowe części znajdują się na pick-upach w całym Ventura Bay |
5 przyjaciół - 5 różnych sposobów gry
Na samym początku fabuły poznajemy Spike'a, który zaprasza nas na pewną imprezę gdzie jest mnóstwo sławnych osób. Każdy idol odpowiada za inny styl gry, między innymi: Prędkość, Styl czy Bezprawie. Poznajemy także paczkę naszego nowego kolegi: Travisa, Amy, Robyn i Manu. Każde z nich fascynuje się czym innym i podąża inną ścieżką. Style są podzielone kolorami: zielony - prędkość, żółty - styl, niebieski - ekipa, czerwony - bezprawie i fioletowy - tuning. Nie ma znaczenia którą ścieżkę wybierzemy najpierw - możemy to robić po równo lub według swojej kolejności.
Poza zdobywaniem punktów reputacji i zdobywaniem coraz to wyższych poziomów te ścieżki nic nie wnoszą. Po prostu wiemy czym zajmują się ludzie z naszej ekipy. Fabuły nie ma co wyjaśniać bo prawie jej tu nie ma - ot tylko pretekst do działania.
Dosyć ciekawe są też podpisy, które pojawiają się na ekranie po każdym skończonym wyścigu. Ma to przypominać pewien rodzaj twittera, no bo gdzie można zdobyć popularność jak nie w internecie na stronach społecznościowych?
A ogólnie?
Ogólnie to nowy Need for Speed jest bardzo dobrą grą na krótki okres czasu i dobrym materiałem dla łowców trofeów na Playstation, bo Platynowe trofeum jest bardzo proste do zdobycia. Po ukończeniu gry możecie stracić ochotę na powrót do Ventura Bay, zwłaszcza, że wymuszony tryb multi nie pozwala na jakieś zgrane organizowanie wyścigów - a szkoda. Mimo wszystko bardzo dobrze mi się grało w Need for Speed'a, a według mnie lepiej dostać krótką dobrą grę niż długą, nudną i słabą. Powrót możliwości tuningu wizualnego jest ukłonem dla fanów Underground'a, a piękna grafika sprawia, że chce się patrzeć na każdy detal samochodu.
Ocena: 9/10